Poszedłem z dziewczynami na balet. Po gorączkowych przedświątecznych przygotowaniach zmęczony i niewyspany. Chyba się domyślacie, co wisi w powietrzu?
Ukultarlniamy, ukulturniamamy, ukultu… odchamiamy się ostatnio dość często*, a z początkiem grudnia padło na Czesława, który śpiewa. Nie był sam, ale z przyjaciółmi, jak sam o nich mówi. Z dwoma Duńczykami. I zaśpiewał. Nie tylko dla mnie, bo i dla prawie pięciuset innych osób, ale dla mnie też.
W zasadzie to po prostu wystawa zdjęć. Ze względu na temat anonsowana była jednak jako coś większego, głębszego, wartościowszego. Jakby sama wystawa to za mało. Traktuję tego typu teksty z rezerwą i dystansem, bo zwykle na kilometr śmierdzą ideologią dorabianą do prostych spraw. Rozumiem pobudki i potrzebę, ale taki mam feler, że skoro węch słaby, to węszę intelektualnie. Erzac węchowy taki. Tym razem szybko zostałem ustawiony do pionu.
Podejście do dzieci bardzo zmieniało się w czasie, na przestrzeni dekad i wieków znaczy się. Jest też mocno zróżnicowane kulturowo, np. dzieci w krajach arabskich a dzieci w „starej” Europie. Mam wrażenie, że tzw. kultura zachodnia niedawno zgubiła gdzieś rozsądek. Hołubienie dzieci zaczyna przyjmować absurdalne formy, trącić zdegenerowaną poprawnością polityczną.
Weekend w domku na wsi. Domku, który kiedyś był domem. Świat spuchł strasznie przez te kilkadziesiąt lat. Był czas, kiedy mieszkała tu wielopokoleniowa rodzina. Kilka osób, które żyły obok siebie, blisko siebie. Fizycznie blisko. To raptem około trzydziestu metrów kwadratowych. Pokój, kuchnia, sień, spiżarnia. Teraz zamiast tej ostatniej łazienka z toaletą. Dom, który dla Joszka, prawie pięćdziesięciokilowego tornjaka, mającego na co dzień do dyspozycji chałupę wielkości stodoły, może wydawać się więzieniem.
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.