Oliver Sacks - Mężczyzna, który pomylił swoja żonę z kapeluszem

Oliver Sacks - Mężczyzna, który pomylił swoja żonę z kapeluszem

napisał: Urodzony Bluźnierca
dnia 28.02.2021

Skłamałem w tytule. Oliver Sacks nie pomylił swojej żony z kapeluszem, to człowiek, który raczej identyfikuje przyczyny dziwacznych pomyłek innych, niż sam je popełnia. To taki dziwaczny lekarz, neurolog, który o swoich pacjentach myśli, jak o ludziach, a nie jak o przypadkach. Widzi człowieka, którego częścią jest choroba, a nie tylko jednostkę chorobową. Nie sugeruję, że wszyscy inni lekarze mają inaczej, spotkałem ich zaledwie kilku. Kilkunastu, kilkudziesięciu. Bardzo różnych.

Przytrafił się choćby taki, który potraktował mnie jak idiotę. Niespecjalnie mnie to zaskakuje, też uważam wielu ludzi za idiotów. Problem w tym, że to dotyczyło mnie. Cóż, może i bym się tym przejął jakoś, ale okazało się, że to neurolog, który prywatnie „leczy” akupunkturą, czyli albo sam jest idiotą, albo cynikiem wykorzystującym ludzi. Nie cierpię ani jednego, ani drugiego typu ludzi. Dr Oliver Sacks, także neurolog, wyróżnia się tym, że bardzo po nim widać troskę i zainteresowanie pacjentem, nie tylko chorobą. Zdaje się być bardzo empatyczny, stawia się na miejscu człowieka, któremu próbuje pomóc. Wczuwa się w jego sytuację, wyobraża sobie, co i jak widzi i czuje ta druga osoba, jak postrzega świat, jak jej się żyje. Dziwak taki. Widać to wyraźnie i w książce i w filmach, których mnóstwo można znaleźć na YouTube.

À propos filmów - to właśnie on był bohaterem „Przebudzeń”, dramatu z 1990 roku, gdzie został „zagrany” przez Robina Williamsa (Robert De Niro brawurowo zagrał jednego z pacjentów). Film powstał zresztą na podstawie jego własnych doświadczeń opisanych w książce o tym samym tytule. Ciekawe i owocne życie miał.

Książka „Mężczyzna, który …” została wydana po raz pierwszy w 1985 roku, więc zdawać by się mogła nieaktualna z medycznego punktu widzenia, bo wiedza o mózgu mocno się powiększyła. Nie jest to jednak podręcznik, to zbiór opowieści, czasami wręcz ciepłych anegdotek, refleksji o ludziach, którym przytrafiły się takie, czy inne błędy w funkcjonowaniu układu nerwowego. Powiem wprost: coś im się we łbach popieprzyło i potrzebowali pomocy, aby łatwiej, albo w ogóle funkcjonować. Fascynująca opowieść o ludziach, o różnorodności, o tolerancji, wyrozumiałości i akceptacji odmienności.

Nie będę opisywał poszczególnych powiastek, sam tytuł wydaje się wystarczająco zachęcać do sięgnięcia po nią. Nie potrafiłbym się zresztą zdecydować, która była najbardziej zaskakująca, najciekawsza. W powieściach Johna Irvinga jest mnóstwo bardzo oryginalnych postaci, ale w całej, bogatej przecież jego twórczości nie ma nawet kilku procent tego, co jest zawarte w tej nawet nie trzystustronicowej książce. Niepojęte, a jednak zrozumiałe, bo napisane przystępnie.

Czy wszyscy jesteśmy świrami?

Różnimy się. Jesteśmy wyjątkowi. Mniej lub bardziej. Czemu to zawdzięczamy? Może różnicom w działaniu naszego mózgu? Większości z nas wydaje się, że jesteśmy „normalni”, ale to przecież tylko kwestia tego, jak wiele zaakceptujmy, gdzie postawimy granice normy. Wystarczy te granice zbliżyć do siebie, aby okazało się, że otaczają nas świry! Tak to wygląda z punktu widzenia takich, czy innych fundamentalistów. Wystarczy te granice wystarczająco rozsunąć, aby okazało się, że otaczają nas świry! A tymi świrami będą fundamentaliści.

Wszystko jest kwestią normy, miary, jakiej używamy. Gdybyśmy z tej normy zrezygnowali, to różnice, które między nami są, można by tłumaczyć odmiennością działania naszego mózgu. Tylko normalizacja sprawia, że różnice stają się defektami, opóźnieniami, patologiami czy jakimiś jednostkami chorobowymi. Inny system wartości, inne znaczenia, inne potrzeby, a co za tym idzie inne zachowania. Różnorodność. Wszyscy jesteśmy świrami, tylko po niektórych bardziej to widać. Czy warto to zmieniać? Korygować, jeśli znacząco nie utrudnia życia nam i otoczeniu?

Takie tam moje marginalne dywagacje, a problemem, który pojawia się w książce wielokrotnie, jest kwestia tego, co właściwie określa nas jako osoby. Możemy to nazywać osobowością, charakterem, duszą, jaźnią. Nieważne, zawsze chodzi o „ja”. Kim jestem? Czy rację miał jeden z bohaterów (z Zespołem Tourette’a), kiedy mówił o sobie: „składam się z tików, i niczego więcej”? Ja już wiem, bo przeczytałem książkę.

Inteligentni inaczej

Doktor Sacks przekonał mnie też do zaakceptowania faktu, że istnieje więcej niż jedna inteligencja. Broniłem się mentalnymi rękami i nogami przed używaniem terminów typu „inteligencja emocjonalna”. Twierdziłem: inteligencja to po prostu zdolność dostrzegania zależności i wyciągania z nich wniosków. I w zasadzie nie myliłem się. Byłem tylko zbyt ograniczony, aby wystarczająco mocno uświadomić sobie, że w szczególnych okolicznościach, w pewnych dziedzinach inteligentni ludzie mogą po prostu nie dostrzegać faktów i łączących ich zależności. Skoro istnieją ludzie, którzy są w stanie dostrzec i zrozumieć złożoność wielkich kompozycji muzycznych, czego większość inteligentów zrobić nie jest w stanie, to trzeba uznać, że istnieje coś, co możemy nazwać „inteligencją muzyczną”. Tym samym trzeba zaakceptować to, że może istnieć coś, co nazwiemy „inteligencją emocjonalną”. W końcu na to, że nawet w „klasycznej” inteligencji większość procesów odbywa się na poziomie podświadomym, pozawerbalnym, jest, zdaje się, że od dawna, powszechna naukowa zgoda.

Inteligencja jest zresztą trochę przesadnie ceniona. Przecież to w gruncie rzeczy po prostu jedna z cech, jak wzrost, kolor oczu, długość rąk, szerokość barków czy zręczność manualna. Życiowa przydatność, wartość i użyteczność dla nas i innych każdej z tych cech bywa bardzo różna i inteligencja wcale nie musi oferować więcej niż jakakolwiek inna. Może wręcz w życiu przeszkadzać.

Na koniec cytat obrazujący piękne podejście autora do inności, którą może skrywać „choroba”:

„Ludzie autystyczni ze swojej natury rzadko otwierają się na czyjeś wpływy. Ich «losem», a więc czymś oryginalnym, jest izolacja. Ich «wizja», jeśli można ja dojrzeć, pochodzi tylko z wnętrza i okazuje się czymś pierwotnym. Mam wrażenie, w miarę jak ich coraz więcej poznaję, że są jakimś dziwnym gatunkiem pośród nas, niezwykłym, oryginalnym, całkowicie skierowanym do wnętrza, innym niż reszta.”

A jednak ciągle Homo sapiens.


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumaczenie: Barbara Jarząbska-Ziewiec
Tytuł oryginału: The Man Who Mistook His Wife For a Hat


Tagi


Nieśmiało zachęcam:

Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo złośliwie pochwal, jakkolwiek skomentuj.

Komentarze


Więcej do czytania:


Kanał RSS

Cytuję losowo


[...] są one skłonne do pychy, do uznawania wszystkiego, co własne, za doskonałe, słowem - są one w stosunku do siebie bezkrytycznie ... Przedstawiciele tych kultur traktują krytykę jako osobistą obrazę, jako rozmyślną próbę ich poniżenia, nawet jako formę znęcania się. [...] Zamiast ducha autokrytyki noszą w sobie pełno uraz, kompleksów, zawiści, zadrażnień, dąsów, manii. To powoduje, że są kulturowo, trwałe, strukturalne niezdolni do postępu, do wytworzenia w sobie , wewnętrznie, woli przemiany i rozwoju.
Ryszard Kapuściński
cytatów wszystkich całe mnóstwo →

O blogu


Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.

O blogu

Pokategoryzowałem