Zło fascynuje, przyciąga. Dlaczego? Bo jest tak odległe od nas? Bo ludzie, którzy czynią zło, są tak od nas różni? Czy tak nam się wydaje, czy szukamy potwierdzenia, że jesteśmy lepszymi ludźmi, że my nigdy czegoś takiego nie zrobilibyśmy? Nie jesteśmy „zdolni” do czynienia takiego zła? Hmm, a jak ma się do tego podtytuł tej książki: „Kobiety Mansona i banalność zła”?
To podtytuł wydaje się najistotniejszy i najlepiej oddający wymowę tej książki. Okrutne, bezsensowne morderstwa popełnione na przypadkowych w gruncie rzeczy ludziach przez kilkoro członków tzw. „Rodziny” Charlesa Mansona w 1969 roku nadal budzą zainteresowanie. Autorka przez wiele lat spotykała się ze dwiema kobietami (Leslie Van Houten i Patricia Krenwinkel) skazanymi na karę śmierci za te morderstwa. Próbuje je zrozumieć, próbuje zrozumieć samo zjawisko. Całkiem udatnie moim zdaniem.
Po skończeniu lektury książki sprawdziłem opinie, które pojawiły się na portalu „Lubimy czytać” i okazało się, że wielu ludzi było nią rozczarowanych. Bo książka nie spełniła ich oczekiwań. Nie znaleźli w niej wielu obrazowych szczegółów samych zbrodni, zbyt wiele było o samej autorce, o realiach dorastania w epoce „dzieci kwiatów” w USA, systemie prawnym i penitencjarnym tego kraju. Dla mnie interesujące. Poniekąd mogę ich zrozumieć. Gdyby polski tytuł był bardziej podobny do oryginalnego, może byłoby mniej pretensji. „The Manson Women and Me” - to „Me” na końcu jest istotne, bo owszem, sporo w tej książce jest o samej autorce. I dobrze, bo przez jej własne doświadczenia lepiej można zrozumieć morderczynie. Zrozumieć, a nie tylko potępić. Autorka jest uczciwa tak wobec własnych, nie zawsze chwalebnych uczuć, jak i wobec bohaterek książki, ale także wobec ludzi, którzy myślą i czują inaczej niż ona, oburzonych jej podejściem do zdarzeń i sprawczyń. Niczego nie rozstrzyga, niczego nie wyjaśnia, próbuje zrozumieć. Kwestionuje pewniki, które dają proste, jednoznaczne odpowiedzi.
To książka o człowieczeństwie. Takim nieoczywistym, także człowieczeństwie morderców. Okazuje się, że „potwory”, które dopuściły się tych potwornych zbrodni to zwyczajne kobiety, zupełnie przeciętne, dość charakterystyczne dla czasów, w których żyły i środowiska, w jakim żyły. Zwyczajne, jak my, nasi bliscy i znajomi. Niespecjalnie mnie to zaskoczyło. Spotkałem się z tym już nie raz, choćby w wywiadzie Moniki Jaruzelskiej z psychiatrą Edwardem Krzemińskim.*
Wynotowałem sobie kilka miejsc, w których Meredith stawia jakieś, interesujące moim zdaniem, tezy odnośnie pobudek i przyczyn skłaniających do takich czynów. Nie przytoczę jednak ich wszystkich, bo lepiej przeczytać samą książkę. Wystarczy tyle:
„Paradoksalnie w przypadku większości tych kobiet (a także Pat i Leslie) za popełnianymi przez nie aktami przemocy stały przede wszystkim względy ideologiczne - chęć naprawienia zła - oraz niepowstrzymane pragnienie uczestnictwa w czymś większym i ważniejszym od ich zwykłego życia.”
O Leslie:
„Oczywiście, dopuściła się potwornego czynu, ale według mnie jej zwyczajność, inteligencja, empatia i serdeczność niosą w sobie o wiele większe zagrożenie niż sama więźniarka, w której odruchowo widzi się postać odrażającą. Jeśli ktoś z jej przymiotami jest zdolny do morderstwa, jeśli ktoś z jej wychowaniem i wrażliwością jest w stanie zabić osobę pokroju Rosemary LaBianki, to może to uczynić każdy i każda z nas, a to oznacza, że nigdy nie możemy czuć się bezpieczni.”
W tle jest oczywiście sam Charles Manson. W tle, bo, jak po latach uświadomiła sobie Pat:
„Manson wcale nie był nikim wyjątkowym ani interesującym: 'stosował te same techniki, które wykorzystywali inni zwyrodnialcy do kontrolowania swoich ofiar i manipulowania nimi. W ten sposób wymuszali popełnianie aktów przemocy psychicznej, emocjonalnej i fizycznej.' "
„dlaczego 'ten wściekły, mściwy i podły karzeł' aż tak rozpala wyobraźnię masową.' "
Marginalnym dla samej książki, ale ciekawym wydaje się spostrzeżenie o odnalezionej religijności w więzieniu:
„[...] w kontekście jej niedawnego nawrócenia na chrześcijaństwo, co w więzieniach jest najczęściej spotykanym typem konwersji. To może być świetna droga do zyskania poczucia odpuszczenia grzechów, ale niekoniecznie prowadzi do głębokiego przeanalizowania swoich win.”
Wydawnictwo: Czarne
Tłumaczenie: Maciej Kositorny
Tytuł oryginału: The Manson Women and Me. Monsters, Morality, and Murder
* Link bezpośrednio do fragmentu adekwatnego do treści tego wpisu: PSYCHIATRA o zaburzeniach psychopatycznych POLITYKÓW l Towarzyszka Panienka
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.