Stanisław Grzesiuk - Boso, ale w ostrogach

Stanisław Grzesiuk - Boso, ale w ostrogach

napisał: Urodzony Bluźnierca
dnia 16.06.2019

Fascynująca książka o tym, jak wyglądało życie prostego człowieka w okresie międzywojnia. Autobiografia kultowej postaci warszawskiego barda, chłopaka z Czerniakowa, z „Dołu”.

Stanisław Grzesiuk to wspaniały gawędziarz i choć jego historie z dzisiejszej perspektywy mogą wydawać się koloryzowane i naciągane, to fakty z jego życia uwiarygodniają je mocno. Nawet jeśli podkoloryzowane, to co to zmienia? Ambitny i uparty, jak sam o sobie mówi. Zadziorny i skory do bójki, krnąbrny i butny, po prostu charakterny. Te cechy sprawiają, że jego życie to wciągająca historia człowieka niezłomnego. Cholera, czy dziś można takich spotkać? Jak ich wyłowić ze stada miałkich, konformistycznych ludzików wokół nas?

Warszawska ulica wychowywała wtedy chłopaków. Łobuziaków, czasami złodziejaszków, a jednak z zasadami. Zasadami, które wytworzyły się z potrzeby egzystencji, nie jakimiś bzdurami w stylu więziennego grypsowania. Liczył się honor, ale taki prawdziwy, nie to, co dzisiejsze pustosłowie spod znaku „Bóg, Honor, Ojczyzna”, narodowców.

„Myślałem o tym, jak to się głupio układa życie. Choćbym chciał być grzeczny i układny, to mi ludzie nie dadzą. Zawsze znajdzie się jakiś typ, który będzie się prosił, żeby go stuknąć w ryja, i nie sposób takiemu odmówić.”

Warunki życia i pracy w Polsce tamtych lat nie są w tej książce najważniejsze, ale warto je poznać. Powinni ją przeczytać wszyscy prawicowcy, zwolennicy w pełni swobodnego, prostego, pierwotnego kapitalizmu, uwolnienia rynku pracy. Ich pozornie logiczne, proste rozwiązania prowadziłyby do realiów, w których bieda jest powszechna, a gdy uda się dostać pracę, to:

„Radość i święto w rodzinie. Gdy wieczorem wróciłem z ulicy, zastałem w domu zawiadomienie, że pojutrze rano mam się zgłosić do fabryki do pracy. Dla mnie wielka radość. Będę miał wreszcie stałe zajęcie [...] Przecież to państwowa fabryka, a w państwowych podobno płacą lepiej niż w prywatnych.”

„Mój brat miał piętnaście lat, gdy zaczął pracować jako kuchcik w restauracji. Praca dwadzieścia cztery godziny i dwadzieścia cztery godziny wolne. Po dwóch latach takiej pracy zapadł na zdrowiu [...]”

„Wszystkie znane mi mieszkania robotnicze były takie, jak u mnie, a było też wiele gorszych. Małe jednoizbowe mieszkania, bez wody i elektryczności, a w nich szafa, szafka, stół i łóżka, które zajmowały najwięcej miejsca. Na noc trzeba było jeszcze rozstawiać łóżko polowe albo rozkładać siennik na podłodze, o przeciętnie w takim mieszkaniu mieszkało pięć, sześć osób. A niektórzy jeszcze trzymali sublokatorów.”

Z zasady nie czytam dwa razy tej samej książki, jednak dla Grzesiuka zrobiłem, drugi  bodajże w życiu, wyjątek. Miałem chęć jeszcze raz doświadczyć wyjątkowo pozytywnego podejścia do życia. Bo im obu — autorowi i bohaterowi, nie przeszkadza ubóstwo, trud codzienności, niesprzyjające okoliczności. Potrafią znaleźć we wszystkim coś dobrego, coś zabawnego i zawsze ma chęć do życia. Imponujące. Młody Grzesiuk to typ chłopaka, który nie popadłby w depresję z powodu niemożności pozwolenia sobie na kupno najnowszego modelu iPhone’a.

Dodatkową zachętą do przeczytania tej książki, a właściwie całej trylogii, bo za chwilę sięgnę po  „Pięć lat kacetu” i „Na marginesie życia”, było nowe wydanie, uzupełnione o fragmenty usunięte przez cenzurę i wycięte w redakcji. Uzupełnienia te zaczerpnięte zostały z rękopisów Grzesiuka. To dodatkowy smaczek. Fragmenty te są wyróżnione, więc przy każdym przychodzi refleksja: dlaczego akurat to zostało usunięte? I kto to zrobił? Redaktor, czy cenzor?


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.


Tagi


Nieśmiało zachęcam:

Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo złośliwie pochwal, jakkolwiek skomentuj.

Komentarze


Więcej do czytania:


Kanał RSS

Cytuję losowo


Gdyby złe uczynki były wystarczającym powodem do wybaczania złych uczynków, wszyscy bylibyśmy chodzącą wielkodusznością.
Edward St Aubyn
Jakaś nadzieja
cytatów wszystkich całe mnóstwo →

O blogu


Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.

O blogu

Pokategoryzowałem