Oczywiście nie dosłownie w zwierzęciu, nie tak, jak Jonasz w wielorybie (wielkiej rybie). Jest jednak pewien związek. Tak wieloryb, jak i warchlak są wyimaginowane i z samotnością Jonasza skojarzyło mi się skupienie, z jakim artystka grała. Izolacja. Od początku utworu do samego końca, a nawet dalej. Bo przecież to, jak odwracała głowę od publiczności w czasie oklasków, to nie było skrępowanie, to raczej był powrót do rzeczywistości.
Na ile mi moja nieznajomość muzyki pozwoliła, to w pierwszych dwóch bądź trzech utworach dostrzegłem jazzujące improwizacje z wplecionymi motywami z różnych klasycznych utworów. Muzyki klasycznej, ale i rocka, zdaje się, że i popu. Kompilacja, zabawa. Jeśli jednak ktoś mi powie, że było inaczej, to nie będę się spierał. Dalej było bardziej jednorodnie, utwory zwarte, chwilami subtelne i spokojne, chwilami dynamiczne, bo tego wymagała dramaturgia. A może tak był w nutach. Nie mnie o tym sądzić. Słuchało się świetnie. Było sporo osób, więc wśród nich musiał znaleźć się przynajmniej jeden burak. I znalazł się, na szczęście tylko jeden. Macho Man, który łaził w tę i we wtę, trzaskając drzwiami. Właśnie pieszczą nam uszy delikatne dźwięki pianina, a tu bęc! Wejście buraka. Pięć minut po wyjściu buraka. A buraki powinny siedzieć w ziemi albo leżeć w piwnicy, czego ten tu przylazł?
Bardzo często popełniam faux pas. Na szczęście nie zawsze publicznie, bo do ostatniego przydomku: „człowiek-pauza” doszedłby nowy: „człowiek-gafa”. Tym razem było, jak następuje. Rozsiedliśmy się w Warchlak Art Pub1 na stołeczkach na wprost schodów do górnej sali. Na oku, a raczej na jego kącie miałem więc ludzi, którzy wędrują do baru, którzy wchodzą i tych, którzy wychodzą na papierosa. W pewnym momencie z góry zeszła dziewczynka, czarnowłosy czupurek taki drobniutki w dość wyrazistym makijażu i czarnym t-shirt’cie z jakimś hasłem na przedzie.
Bycie barmanem to cholernie trudna robota — pomyślałem sobie. Jak odróżnić małolatę od kobiety? Przecież tej to ja bym alkoholu nie sprzedał. Od dawno nie potrafię trafić z ocenianiem wieku ludzi, a kobiet to już szczególnie. Jak by to szowinistycznie nie zabrzmiało. Mniejsza z tym, gafa polegała na tym, że niedługo okazało się, że ta dziewczynka to artystka, gwiazda dzisiejszego wieczoru: pianistka M.Szczwany2. Cóż, niech usprawiedliwi mnie nieco fakt, że kobieta jest w wieku mego syna. I z tego też powodu pozwolę sobie dalej nazywać ją dziewczyną, miast kobietą, ale już nie dziewczynką. Nie mówcie jej tylko o tym, nie jestem pewien, czy ma poczucie humoru i dystans do siebie. A mogłem się dowiedzieć, nie izolowała się od publiczności, wręcz przeciwnie — fraternizowała się chyba chętnie. Zabrakło mi jednak śmiałości.
Koncerty w Warchlaku są kameralne i to z pewnością jest ich mocną stroną. Artysta na wyciągnięcie ręki, prawdziwie na żywo, a nie miniaturowe figurki na tle gigantycznego telebimu sto metrów od nas. Siedzieliśmy na końcu sali, a ja mimo to dokładnie widziałem jej ręce. Dłonie z rozcapierzonymi palcami, jak dwa pająki wędrujące po klawiszach. Czasami ospale, jakby nie chciały poruszyć pajęczyny i spłoszyć ofiary, czasami przyspieszające i tańczące na instrumencie, wykonujące skoki i galopady, walczące ze sobą i o pozycję na pajęczynie za pomocą palców wyginających się w nieprawdopodobny sposób i w imponującym tempie. Czasami pająki zamieniały się w łaszące się koty, wylegujące na białych klawiszach i mruczące do czarnych, łaszące się do siebie albo skradające powoli na ugiętych nogach gotowe do ataku. Opuszki palców miękko muskające klawisze pianina. Aż do momentu, kiedy utwór wymagał zagrania czubkami palców i dźwięki zaczęły być mocne, łomoczące, przeszły w stukot raciczek i zabrzmiał motyw muzyczny z „Koziołka Matołka”.
Płytę kupiliśmy dopiero na koniec, więc w trakcie koncertu nie mieliśmy pojęcia, co jest grane. Czy to improwizacja, czy własna kompozycja, czy cover, czy jakaś znana kompozycja? Brak edukacji muzycznej nie boli, ale czasami przeszkadza. Wtedy to luba ma wpadła na genialny pomysł, aby poradzić się Shazama.
Efekt był zaskakujący. M.Szczwany rozłożyła aplikację na łopatki. Na obie i na więcej. Oto w czasie jednego utworu program podał, że właśnie jest grane: Disastronaut - I Hate My Friend, Europe (Aki Amano Remix) - Dunkan, Brahms - Sonata Per Due Pianoforti, OP. 34/B - Gabrele Rota & Tiziana Moneta, Noise Casino - Broacher, Chopin - Polonaise No. 1 In C-Sharp Minor - Katarzyna Popowa Zydroń, Hometown Glory - Molotov Coctail Piano, Ludwig Van Beethoven, Piano Sonata No. 1 In F Minor - Dieter Zechlin, Bach - Js: Concerto 2 Pianos In C MInor - David Fray, Struggle For Pleasure - Kai Schumacher, Where Do I Even Start? - Morgan Tailor Reid, A L’ombre - Ludovico Einaudi & Ballake Sissoko, Ljuda - Shiny Goose, Irish Dance (Ethnic Dances) - Christian M.Yoder, Stars To The Left - Ninakoi.3
Wszystko w czasie jednego utworu i nietrwającego wcale sześćdziesięciu sześciu minut. Shazam poległ na M.Szczwany.
Po irytująco wydłużającej się przerwie, którą przetrwaliśmy głównie dzięki Zeppelinom zapuszczonym z głośników, okazało się, że druga część to będzie jam session. Dowieziono sprzęt i poszło zaimprowizowane granie. Za perkusją pojawił się człowiek, którego widziałem wcześniej za barem, na gitarze zagrał chłopak, który wypoczywał w Ełku, a na co dzień mieszka w Coventry bodajże. Po drugiej stronie Kanału w każdym razie. Udało się. Poszło świetnie. Raz nawet Małgosia4 głośno swoje zadowolenie wyraziła. Nie byle to co, bo wcześniej, gdy grała sama, to jedynie dwa razy uśmiechnęła się delikatnie. Początek był raczej lekko jazzujący, później bluesowy, a jeszcze później rockowy. Super! Takie rzeczy tylko w miejscach, które są prowadzone przez pasjonatów, nie biznesmenów.
Na koniec warto wspomnieć, że M.Szczwany to bardzo ciekawa młoda osoba. Pełna pasji, wrażliwości, talentu, którego ja pewnie nawet nie jestem w stanie docenić. To zdeklarowana artystka. Zdeklarowana od dawna, ukierunkowana od dawna. Na palcach prawej dłoni ma wytatuowane litery: J A Z Z, na palcach lewej: R O C K. Może nie jest to jakoś wyjątkowo oryginalne5, ale deklaracją jest. BLUES w sercu, bo pewnie liter za dużo i trzeciej ręki zabrakło. To ostatnie to w czasie grania może być sprawą dyskusyjną. Warto poczytać, co pisze nie tylko na palcach, ale i na swoim profilu fejsbukowym2. Bo pisze ładnie i ciekawie.
1 Pisałem już o Warchalk Art Pub przy okazji koncertu Bastrd Disco.
2 https://www.facebook.com/m.szczwany/
3 Na wszystko mam zrzuty ekranu, z datą i godziną utworzenia pliku.
4 M.Szczwany to pseudonim artystyczny, ale parę osób głośno zdradziło, że to M. może się odnosić do imienia artystki.
5 Pamiętacie Blues Brothers? A pamiętacie ich dłonie?
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.