Są ludzie. I mam wrażenie, że spotykam ich coraz częściej, że wyłażą ze swoich norek, szczelinek, fałdek i kanałów. Są ludzie, czy raczej karaczany, gnidy, szczury, które mierzą innych swoją miarą i sądzą, że jest to miara jedyna, miara właściwa. Rozumiem, że ogranicza ich wyobraźnia, czy raczej jej brak, ale nie mają siedmiu lat i coś już zobaczyli. Wypadałoby więc, aby mieli w takim razie jakiś cień podejrzenia, że istnieje świat inny, niż ich własny.
Są światy mniej plugawe. Nie wszyscy ludzie są krętaczami, oszustami, złodziejami i totalnymi egoistami. I choć krystaliczny nie jestem, to gdy ktoś wysuwa sugestię, że moje dobre intencje, chęć pomocy, zwykła życzliwość, prostolinijność jest przykrywką dla jakichś podłych planów, to szlag mnie trafia. Jednak nie – chyba przesadzam trochę. Szlag mnie już trafił kiedyś raz jeden, a od właściwej diagnozy mam dobrze dobrane leki i kończy się tylko na aurach. Co mimo wszystko wkurzające jest i upierdliwe. Bo wiem, że są światy mniej plugawe. Mamy je we własnych głowach, nakładają się na światy innych ludzi. Dbajmy, aby przenikały się z tymi obrzydliwymi.
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.