Henry

Henry

napisał: Urodzony Bluźnierca
dnia 23.05.2021

Henry jest z nami dość długo, czyli od kilku, a może kilkunastu, a może kilkudziesięciu miesięcy. Na tyle długo, że mogę już śmiało o nim cokolwiek wiarygodnego powiedzieć. Bo co można o gościu powiedzieć po pierwszym, drugim, trzecim wrażeniu? Nauczony swymi ostatnimi doświadczeniami przyjmuję, że dopiero powyżej pięciu wrażeń można ostrożnie zakładać, że jest tak, jak się wydaje i przestać zasłaniać krocze w obawie przed zdradzieckim kopniakiem w jaja.

Henry to Anglik, więc tym trudniej go rozgryźć. Nie dość, że jest totalnym stoikiem - większość czasu spędza stojąc i milcząc w kącie jadalni - to nawet wtedy, kiedy się uaktywnia, nie bardzo chce ze mną gadać. Może to wynikać z tego, że mój angielski jest bardziej mój niż angielski, jednak z innymi Anglikami, lepiej lub gorzej, ale się dogaduję.

Nasze dialogi wyglądają np. tak, że kiedy razem pracujemy, to ja rzucam do niego: „come on Henry, come on”, a on gapi się na mnie tymi swoimi wielkimi, wesołkowatymi gałami i nie reaguje. Muszę go lekko pociągnąć za nos, żeby ruszył śmiało za mną. Obrońców praw wszelkich informuję, że to działanie to nie jest znęcanie się, nie podlega penalizacji w żadnym zakątku świata i jest ze wszech miar właściwe. Nawet wskazane.

Nie do końca rozumiem, dlaczego jest tak bierny, bo ja go wtedy w gruncie rzeczy karmię, więc powinien biec za mną w podskokach. Może przesadzam z tymi podskokami, bo Henry nie ma stawów kolanowych, ale jakaś dziarskość angielskiego dżentelmena powinna się objawić. A tu nic - jak za nos nie pociągniesz, to żołądka nie ruszy.

A żołądek ma okazały. Niby to ja uchodzę w domu za przerażająco żarłoczną bestię, jednak co znaczą te moje 3 litry w porównaniu z dziewięcioma litrami żołądka Henry’ego? Cienias jestem i tyle. Ja swój zapełniam o wiele szybciej, częściej i znacznie kosztowniejszą zawartością, natomiast u Henry’ego zawartość potrafi się kisić nieco i kiedy zaczyna kolejny posiłek, to czasami czuć to, co zjadł wcześniej. Z drugiej strony - gość jest niewybredny zupełnie, wciąga wszystko, co mu się do pyszczka zmieści; i to z podłogi! Dżentelmen cholera. Zasysa wszystko, co znajdzie, a raczej wskaże mu przewodnik, łącznie z sierścią. A sierści u nas, nie tylko na podłodze, jest pod dostatkiem. No cóż, ja się starzeję, włos zaczyna mi wypadać, a czasami migrować w dziwne rejony ciała, jednak trzeba też wziąć pod uwagę wałęsające się po domu dwa psy i trzy, cztery koty. Darmozjady cholerne, co to se tylko dupy lizać potrafią, a do posprzątania po sobie to żaden się nie kwapi.

Za to Henry wciąga z zapałem, skutecznie, do samego końca, jej - sierści, albo siebie - końca pojemności swego żołądka. I za to go szanuję - nie idzie na kompromisy, nie ma w sobie krzty konformizmu. Aż dziw, że mu wypluwki z tego nie powstają. Ja sierści w jedzeniu unikam, a wypluwki i tak powstają od czasu do czasu.

Henry ma pewną wadę, choć nie jestem pewien, czy to jest wada jego, czy może jednak moja. Otóż muszę zdradzić, że choć wcześniej użyłem słowa „pyszczek”, to on bardziej wciąga wszystko nosem, niż pyszczkiem, bo pyszczek to ma bliżej żołądka i wiecznie zajęty szerokim uśmiechem. Zupełnie nie po angielsku. Na końcu nosa Henry ma, jak to na końcu - końcówkę. I końcówka ta jest wymienialna. Na inne końcówki, bo cóż innego mogłoby być ka końcu, jeśli nie końcówka? Czasami do pracy potrzebujemy, aby Henry tę końcówkę zmienił, dla wygody lub efektywniejszej pracy. I wtedy wyłazi z niego jakiś uparty konserwatysta. Na siłę muszę mu tę aktualną wyciągać, tak mocno ją trzyma, że często nie daję rady (i to właśnie to podejrzenie, że to moja wada - zbyt słaby jestem) i muszę prosić o pomoc, a prosić nie znoszę. Ta wada ma też swoją zaletę: końcówka mu nigdy sama nie wypada, jak niektórym nos spod maseczki.

Poza tym Henry ma już tylko same zalety. Małomówność też wg mnie się do nich zalicza, ale wspomnieć wypada koniecznie o tym, że Henry ma imponująco długi ogon. Tak, Henry ma ogon - dziewięciometrowy ogon, dzięki któremu jest o wiele bardziej mobilny, niż jego koledzy z branży. Ogon da się zwinąć, aby nie ciągnął się jak opera mydlana, kiedy nie jest potrzebna potrzebny. Ma też wymienny żołądek (bo nawet dziewięciolitrowy kiedyś się zapełnia) i co jakiś czas trzeba go opróżnić (upierdliwe, więc nie praktykuję), lub zmienić na świeży, co praktykuję w odniesieniu do Henry’ego, bo swój użytkuję już ponad pięć dekad!

Henry to bardzo prosty gość w porównaniu do pobratymców. I chyba dzięki temu tak cholernie skuteczny w działaniu. Trzeba to mieć zawsze na uwadze w czasie pracy, bo apetyt Henry’ego jest tak wielki, że nie raz musiałem go hamować i strofować. „O, Henry, nie dasz rady wciągnąć całej firany. Zostaw, puszczaj, oddaj!” A później musiałem podczepiać zerwane żabki. Nie gniewam się - to przez moją nieuwagę przecież. I anegdotka taka, dla urozmaicenia tej poważnej opowieści: Henry próbuje numer z firankami zastosować także do dywanów.

Henry zalet ma wiele. Co się jednak dziwić, to nie amator, stworzony do typowo domowych prac. To właściwie profesjonalista, którego przeznaczeniem są misje w pensjonatach, hotelach, na dużych powierzchniach, w trudnych warunkach, przy braku troski i szacunku. Twardziel, choć nie wygląda.

Henry


Bardzo mini słowniczek:

Henry
Henry 200, mój zaufany kumpel
żołądek
worek pojemności 9 litrów
nos
wąż z końcówką do odkurzania, wymienialną na wiele innych, nawet na takie do pielęgnacji konia
ogon
wąż zasilający długości 9 metrów, umożliwiający odkurzenie całkiem sporego mieszkania bez przepinania się z gniazdka do gniazdka

Tagi


Nieśmiało zachęcam:

Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo złośliwie pochwal, jakkolwiek skomentuj.

Komentarze


Więcej do czytania:


Kanał RSS

Cytuję losowo


Wie pan, ja myślę, że to idzie po połowie. Połowa ludzi chce żyć, a druga połowa ludzie się męczy. Męczy siebie, innych, ale żyje, bo żyć po prostu wypada. Niejeden zdecydowałby się na skok z wysokiego bloku, gdyby nie rodzina, dzieci, żona, mąż. Oni żyją tylko dlatego, żeby innym przykrości nie robić. I tym robią im największą przykrość. Tak w kółko.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Preparator
cytatów wszystkich całe mnóstwo →

O blogu


Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.

O blogu

Pokategoryzowałem