To był błąd. Nasz błąd, bo należało wykazać się większą roztropnością i przyjść z godzinę wcześniej. Trochę mnie ten brak wyobraźni zirytował i w pierwszym odruchu chciałem wyjść natychmiast. Nie poszedłem na spotkanie z Tomaszem Sekielskim po to, aby napawać się obecnością osoby z “wielkiego świata”, gościa z telewizji, gwiazdy, bożyszcza, czy jakkolwiek ludzie postrzegają takie znane osoby. Luba ma jednak powstrzymała mnie, używając sprytnego szantażu: “sam chciałeś, wyciągnąłeś mnie, to teraz chociaż sprawdźmy, jak będzie”. Ciągle mi to robi. Szantażuje, znaczy się.
A po co właściwie poszedłem? Po to, aby zobaczyć, jak takie spotkania wyglądają, bo nigdy wcześniej nie skorzystałem z podobnej okazji. Po to, aby spróbować zorientować się, dlaczego ludzie chodzą na takie spotkania. A może liczyłem na to, że usłyszę coś, czego dziennikarz nie powie w telewizji, na YouTube, a powie na prowincjonalnym1 spotkaniu w ełckiej bibliotece.
Przyszły tłumy. Tłuuumy. Ludzie siedzieli już w korytarzu, stali pod ścianami, w przejściach, zasłaniając siedzącym z tyłu widok na wszystko oprócz ich pleców. Biblioteka działa prężnie, organizuje ciekawe wydarzenia, ale ma tylko małą salę, więc siłą rzeczy dostęp do nich jest ograniczony. Obsługa stawała na głowie, żeby jakoś ludziom zorganizować przyzwoite warunki uczestniczenia w tym spotkaniu, ale niewiele pomogły i dostawiane, znoszone zewsząd krzesła, fotele, a nawet pufy do siedzenia. Warunki i trochę egoistyczne, bezmyślne zachowanie ludzi minuta po minucie zwyciężały. Ostatnio, na koncert “Jeden — wiele” przyszliśmy na tyle wcześnie, że mieliśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Tym razem, “zmuszeni” czekać, aż ryż się ugotuje, dotarliśmy przed samym spotkaniem. Błąd. Błąd! Nigdy więcej na ostatnią chwilę. Ale nic to. Teraz, skoro już zostałem, zaszantażowany przez lubą mą, mogę postać i posłuchać.
Bohater dzisiejszego spotkania zszedł uśmiechnięty po schodach eskortowany przez dwie panie, z których jedna, to zdaje się jego żona. Panie, jak profesjonalni ochroniarze sprawnie utorowały mu drogę wśród tłumów zachwyconych jego pojawieniem się fanów. Uśmiechnąłem się i skinąłem głową, kiedy mnie mijał, on odpowiedział skinieniem2. Był swobodny i z miejsca zjednał sobie publiczność żartem o tym, iż widząc te tłumy, pomyślał, że w bibliotece odbywa się jakaś konkurencyjna impreza. Chwilę później dołożył żart o tym, że cieszy się, że może wygodnie rozsiąść na przygotowanej dla niego kanapie, bo obawiał się jakiegoś delikatnego krzesełka. Kawał chłopa z niego, więc żart był dla wszystkich zrozumiały i po nim cała sala była już jego.
Nogi mi już cierpły, ale w końcu zaczęło się. Na korytarzu słychać było marnie nawet po manewrach z usytuowaniem głośników, ale nieważne, cieszmy się z tego, co mamy. Prowadząca rozpoczęła. Został poproszony o opowiedzenie, jak to się stało, że w wieku szesnastu lat zdecydował, że zostanie dziennikarzem. O matko bosko czenstochosko! Kogo to interesuje? W dupie mam takie informacje, co to, wywiad dla plotkarskiego brukowca? Facet jest finiszu przygotowywania filmu o pedofilii w polskim kościele. Mógłby opowiadać o tym, jakie miał problemy z pozyskaniem pieniędzy na jego realizację, jak szykanowane są osoby, które zgodziły się na udział w nim, jak jego nazwisko wędruje coraz wyżej na “liście” osób problematycznych dla kościoła i aktualnej władzy. Mógłby opowiadać o tym, jak postępują prace nad książką o aferze FOZZ, o tym, nad czym jeszcze aktualnie pracuje i co go zajmuje, o innych planach. A kogo obchodzi historyjka o nastolatku w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku? Pytanie stało się ostatnim bodźcem do zrezygnowania z uczestnictwa w tym niekomfortowym wydarzeniu. Po wysłuchaniu kilku zdań z niemrawej nieco próby odpowiedzi zgarnęliśmy jakieś dwie kurtki z kupy ubrań3 leżących na blacie szatni i opuściliśmy budynek, oszczędzając sobie większego rozczarowania. Kurtki na szczęście okazały naszymi.
Dziękuję, tym razem Sekielskiego obejrzę sobie raczej na jego kanale YT4.
1 Sam Sekielski mógłby obruszyć się na takie rozumienie prowincjonalności, bo jego zdaniem “Prowincja to stan umysłu, a nie miejsce zamieszkania”. W gruncie rzeczy też tak uważam, ale kto mi zabroni ponaigrywać się z samego siebie?
2 No dobra, wiem, że to nie było do mnie, tylko do anonimowego tłumu, którego tylną flanką byłem.
3 Ludzi było tyle, że zabrakło wieszaków w szatni.
4 Kanał Tomasza Sekielskiego: https://www.youtube.com/channel/UCmuaurR3Fl5ugr6Bi066tHA
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.