Dziadek do orzechów, czyli cham w Teatrze Bolszoj

Dziadek do orzechów, czyli cham w Teatrze Bolszoj

napisał: Urodzony Bluźnierca
dnia 24.12.2018

Poszedłem z dziewczynami na balet. Po gorączkowych przedświątecznych przygotowaniach zmęczony i niewyspany. Chyba się domyślacie, co wisi w powietrzu?

Poszedłem z dziewczynami, to znaczy z moją lubą i z moją ulubioną teściową. Nie z własnej woli, ale i nie opierałem się przesadnie mocno.

- Kupiłam dwa bilety na „Dziadka do orzechów”. Chcesz iść, czy mam iść z mamą?
- Idź z mamą. - zdecydowałem po głębokim dwusekundowym namyśle.
- Dokupiłam bilet dla ciebie. - usłyszałem następnego dnia. Stało się.

Przedstawienie na żywo, ale transmitowane do kina w centrum kultury*. Nie tylko naszym. To zdaje się taki duży rosyjsko - francuski projekt. Moim zdaniem udany. Przed rozpoczęciem można było podglądać widzów w foyer Teatru Bolszoj. Odświętnie ubrani, uśmiechnięci, niespiesznie przechadzający wśród złoceń i ciężkich kotar. Niby zwykli ludzie, a jednak aż u nas czuć było zapach burżuazji. Bardzo pozytywne wrażenie.

Akt I

Cóż mogę powiedzieć? Pierwszy akt to baletowe rozdziewiczanie mnie. Spodziewałem się bólu. Przede wszystkim jednak na początek wpadłem w zachwyt nad fizycznością tancerzy. I tancerek oczywiście. Dziewczyny oczywiście doskonale wysportowane, silne, gibkie, rozciągnięte. A jednak ciągle bardzo kobiece, nie ma w nich ani odrobiny maskulinizacji, której wrażenie mam, widząc wszelkie konkursy fitness, czy inne aerobiki, że o kulturystyce nie wspomnę. Autocenzura. To tekst o kulturze wyższej przecież.

Z facetami zupełnie odwrotnie. Pomimo rajtuzów całkiem męscy. Twardziele udający delikatnych tancerzy. Ciało każdego z nich to wzorzec umięśnienia mężczyzny. Aż się zacząłem zastanawiać, czy jestem mężczyzną. Ruchome rzeźby Michała Anioła, bez przerostów, proporcjonalne, działające.

I tyleż ja - prostak dostrzegłem w pierwszych minutach. Artystycznie niestety szybko się zgubiłem, fabuła okazała zbyt skomplikowana. Jakoś wszystko się dłużyło, sceny zbiorowe, piękna, łagodna muzyka, moja opadająca głowa. Do przodu raz, do tyłu raz. Jakieś przerwy w percepcji, brak ciągłości ruchu, zdarzeń. Mówiąc wprost, podsypiałem już jakieś pół godziny po rozpoczęciu spektaklu. Czasami niezauważalnie dla siebie samego. Mistrz mikrodrzemek.  

Akt II

W przerwie podbudowałem się czarną bez cukru i innych psujów. Przez cały drugi akt byłem cały czas w pogotowiu. Bez wysiłku, tak po prostu. Nawet więcej rozumiałem. Może dlatego, że treści było jakby mniej, za to więcej indywidualnych popisów. To mi pasowało.

Fabuła własnymi słowami

Na bożonarodzeniowej imprezie u jakiegoś notabla pod wielką choinką spotyka się grupką dzieciaków. Dzieci, jak to dzieci, okrucieństwo i egoizm jest im bliski i naturalny. Łapią co lepsze zabawki i dla Marysi, córki gospodarzy zostaje tylko niechciana przez nikogo lalka - dziadek do orzechów. Dziewczynce to nawet pasuje. Przenosi na niego swoje pragnienia posiadania narzeczonego, którego zazdrości starszej siostrze. Wiecie - kwiaty, westchnienia, romantyczne spacery. Mała Marysia niezbyt długo może się cieszyć zabawką, bo jakiś bachor ją psuje. Szczęśliwie ojcem chrzestnym dziewczynki jest don Corleone Drosselmeyer, konstruktor zabawek, który kukiełkę naprawia. Po imprezie dziewczynka zasypia na fotelu z marzeniami utulonymi w ramionach. We śnie zabawka zamienia się w Księcia, zawsze to lepiej niż mizianie się z żabą. Razem przeżywają trochę dziwacznych przygód, jak to we śnie. Kraina słodkości, zwycięska walka z zastępami myszy, pokonanie ich króla i parę innych, ale nie bardzo rozpoznałem. Najważniejsze - ślub! Powinienem był przeczytać fabułę, zanim poszedłem na to przedstawienie. Sen kończy się sceną, w której Maria, dorosła teraz kobieta, w koszuli nocnej, ze swoim księciem w czerwonym kubraczku jest już o krok od nocy poślubnej, gdy budzi się jako nadal mała dziewczynka. Smutne to trochę. Nici z nocy z Księciem i tyle przed nią trudu i rozczarowań w prawdziwym życiu. Jak znaleźć takiego faceta?!

Podsumowanie

Bajkowy nastrój nie znikał przez cały spektakl. Zachwyt kunsztem, na ile byłem w stanie go docenić, także. Cholera, taką sprawność każdy musi docenić!

Nie nastąpił przełom i sam biletów na balet nie kupię, ale opierać się może nadal nie będę. Wygodne fotele, spokojna muzyka, ładni ludzie na scenie. Nawet drzemka w takich okolicznościach jest przyjemniejsza, niż zwyczajnie na kanapie w domu.

Z formalnych informacji to wypada profanów podobnych do mnie poinformować, że „Dziadek do orzechów” to balet z muzyką Czajkowskiego. Piotr Czajkowski to osiemnastowieczny wielki rosyjski kompozytor muzyki klasycznej. Opowieść to dzieło Mariusa Petipa i Iwana Wsiewołożskiego na podstawie baśni Hoffmana przerobionej przez Dumasa. Można to zapamiętać, aby błysnąć w towarzystwie. Ja posiłkowałem się wikipedią i tym, co mówiła jedna pani we wstępie do przedstawienia. Szczęśliwie mówiła w trzech językach, więc cokolwiek załapałem.


* Ełckie Centrum Kultury nam to zafundowało


Tagi


Nieśmiało zachęcam:

Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo złośliwie pochwal, jakkolwiek skomentuj.

Komentarze


Więcej do czytania:


Kanał RSS

Cytuję losowo


[...] chciał się uwolnić od asekuranckiej ironii i mówić to, co naprawdę myślał, ale to, co naprawdę myślał, dało się wyrazić jedynie za pomocą ironii.
Edward St Aubyn
Jakaś nadzieja
cytatów wszystkich całe mnóstwo →

O blogu


Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.

O blogu

Pokategoryzowałem