Są ludzie, którzy brzydzą się pieniędzy. Nie mogą ich całkiem odrzucić, bo są niezbędne do życia. Trochę to tak, jak z defekacją. Znakomita większość ludzi ekskrementów się brzydzi, a jednak podetrzeć się trzeba. Owszem, można zmienić styl życia na taki, że pieniądze nie będą niezbędne, ale to tak, jakby chodzić z obsrana dupą.
Pieniądze za pracę – akceptowalne, choć właściwie nieco wstydliwie. Już jednak myślenie o pieniądzach, zabieganie o nie, jakoś ludziom tym uwłacza. Poświęcanie czasu na myślenie o ich zdobywaniu bądź ich braku to jakby uszczerbek na ich godności. Wydaje im się niewłaściwe, grzeszne, brudne, niskie.
Czy ktoś mi prosto wytłumaczy, dlaczego ci ludzie brzydzą się pieniędzy?
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.