To książka na bardzo poważny temat napisana fontem Comic Sans. Nie, to chyba nie jest najlepsze porównanie. Powieść w przeciwieństwie do Comic Sans nie irytuje ani przez moment. Przeciwnie – wciąga i bawi, począwszy od „Wskazówki technicznej”:
„Niniejsza książka nie ma połączenia z Internetem. […]” a skończywszy na fantastycznym epilogu.
QualityLandia to kraj (świat?) doskonały. Jego mieszkańcy – QualityPeople – to wyjątkowi szczęściarze. Dzięki doskonałemu systemowi ich potrzeby są zaspokajane, zanim oni sami uświadomią sobie to, że takie potrzeby mają. Oczywiście, aby te szczytne, wyższej użyteczności publicznej cele mogły być zrealizowane, system musi mieć informacje. O świecie, ale też i o ludziach. Aby te informacje pozyskać, musi monitorować (nie, nie śledzić, broń Boże) twoją aktywność. Brak aktywności także. Potrzebna więc jest sieć do pozyskiwania informacji – tak, dobrze myślisz: internet. I podłączone do niego wszystko, co cię otacza: od telewizora po drzwi oraz ty sam, dzięki osobistemu asystentowi cyfrowemu w uchu, karal-UCHowi. Dane z obserwacji i te, które sam przekazujesz do sieci, choćby akceptując bez czytania regulamin Everybody (taki QualityLandowy facebook), są gromadzone i przetwarzane przez algorytmy. Algorytmy tak doskonałe, że już nieomylne. Jeśli znajdziesz błąd w algorytmie, to nie znaczy wcale, że znalazłeś błąd, to oznacza jedynie, że nie masz pojęcia, jak działa algorytm. Nikt już zresztą tego nie wie, bo teraz to już algorytmy piszą algorytmy i poza nimi samymi nikt nie wie, jak działają. Po co w to wnikać? Żyje się bezpiecznie i wygodnie. Algorytm podpowie, co w danej sytuacji zrobić, podpowie, co myśleć.
”[...] w rzeczy samej nie należał do najbystrzejszych [...] Martyn wykorzystał swoje ograniczone zdolności w najlepszy z możliwych sposobów: został politykiem. To wybór powszechnie dokonywany w takich sytuacjach.”
“A więc system nie popełnił błędu. Chodzi o dobro całego społeczeństwa.”
Dobro całego społeczeństwa - jak często słyszymy podobne zdania z ust decydentów? Jak bardzo są one fałszywe?
W QualityLandii zaawansowane algorytmy rządzą. Wiedzą lepiej, czego potrzebujesz, czego pragniesz i wiedzą to, zanim ty to sobie uświadomisz, a czasami nawet wbrew tobie. I ja w to święcie wierzę. W trakcie lektury dostałem z pewnego sklepu e-maila z “informacją” o produktach, które mogą mnie zainteresować:
Algorytm wie lepiej ode mnie, co mnie może zainteresować. O wiele lepiej. Aż sprawdziłem historię zakupów*. I okazało się, że jestem za głupi, aby się zorientować, jak on to wykombinował.
A wolność? - zapytasz. Jaka wolność? - odpowiem pytaniem.
”Powinieneś zadać sobie następujące pytanie: czy żyjemy w dyktaturze o tak wysublimowanych metodach, że nikt nie zauważa, że żyjemy w dyktaturze? A zaraz kolejne: czy to rzeczywiście dyktatura, skoro nikt nie zauważa, że to dyktatura? Gdy nikt nie czuje się okradany ze swojej wolności? Przecież wolność w QuailtyLandii w żaden sposób zabroniona nie jest. Co najwyżej «chwilowo niedostępna».”
Smutna i przerażająca nieco wizja świata, choć niezauważalna na pierwszy rzut oka, bo podana w sosie z ironii, zaprawionym niezłymi żartami. Opowieść jednocześnie śmieszy i przeszywa dreszczem. Autor ma dystans do świata, do siebie, właściwie do wszystkiego. Jest Niemcem i bawi się stereotypami o Niemcach. Kpi z historii Niemiec, pokpiwa z religii, często nawiązuje do wielkiej literatury światowej, ale też do współczesnych nam ikon popkultury. Pyszną literacką potrawkę wysmażył pan Marc-Uwe.
Jedna z postaci mówi: “To zbyt prawdziwe, by mogło być śmieszne”, ale ta akurat się myli. QualityLandia jest jednocześnie śmieszna i prawdziwa. A mówiąc językiem obowiązującym w QualityLandii: najśmieszniejsza i najprawdziwsza.
Koncepcje świata w pełni kontrolującego ludzi pojawiały się już wcześniej, choćby u Dicka czy Orwella, ale, pewnie ze względu na aktualność, nigdy nie były tak przejmująco nam bliskie a przez to przerażające.
Pewna androidka mówi do głównego bohatera:
”Obliczyłam, że dwa lata temu został osiągnięty punkt, w którym rozwój technologiczny postępuje szybciej niż w prognozach autorów science fiction. Podczas gdy do tamtej pory większość autorów szacowała pojawienie się wszystkiego za wcześnie — przypominam o proroczych fiaskach takich jak 1984 czy 2001 - tak i teraz większość prognoz będzie chybionych, gdyż wszystko dzieje się szybciej, niż można się spodziewać.”
Może to być prawdą, choć QualityLandia może się z tego trendu wyłamać. Śmiejemy się, czytając tę antyutopię, a już za chwilę ona może być rzeczywistością. Za chwilę raczej bliższą, niż dalszą. Nie wiem, kiedy dokładnie, tak jak i autor nie wie, bo rzeczywistość powieści to nieokreślona przyszłość. Moim zdaniem to opowieść o teraźniejszości, tyle tylko, że jutro. Bardzo blisko. Brr, aż dreszcz przechodzi. Trzeba się spieszyć z czytaniem, bo za chwilę może się okazać, że ta książka nie jest wizjonerska, a po prostu opisująca rzeczywistość.
Są też jednak w tym świecie rozwiązania, które poparłbym bez wahania. Takie samobieżne śmietniki nakłaniające ludzi do skorzystania we właściwej chwili powinny jeździć za wieloma ludźmi. To w życiu fizycznym, a w sieci:
”Drodzy Użytkownicy,
z powodu zbyt dużej liczby głupich komentarzy możliwość komentowania niniejszej informacji została wyłączona. Dziękujemy za wyrozumiałość.”
Powyższe, choć takie piękne, jest niestety nierealne. Gdyby możliwe było wdrożenie algorytmu, który rozpoznaje idiotów i blokuje głupie komentarze, fejsbuk, jutiub i twitter by opustoszały. Jaka piękna cisza by nastała.
Jak zawsze, żeby nie było tak idealnie, muszę się do czegoś przyczepić. Trafiłem na jeden błąd językowy, ale z zestawu tych, które mnie mierżą, więc wytknę: kobieta sędzia to też sędzia, nie sędzina. Sędzina, to żona sędziego! Mimo frywolności, która panoszy się w tej powieści, to przynależy ona do Literatury, a nie tekstu na Pudelku, używajmy więc języka starannego, a nie potocznego. Uprzedzając obiekcje: kontekst nie usprawiedliwiał użycia języka potocznego. Tak to jest, jak książki piszą i tłumaczą ułomni ludzie, a nie doskonałe roboty działające według jeszcze doskonalszych algorytmów.
Kaufland - żart, który w pełni zrozumieją tylko osoby znające język niemiecki. Ja, choć niemiecki znam tylko z “Czterech pancernych” i “Stawki większej niż życie”, to zrozumiałem, bo bywam upierdliwy i sprawdziłem w słowniku.
Książkę dostałem do przeczytania i zrecenzowania od Wydawnictwa NieZwykłego. Lektura sprawiła mi radość taką, jak za lat dziecięcych, kiedy czytałem przy latarce pod kołdrą. Dziękuję i za książkę i za przywołanie tych odczuć sprzed wielu lat.
* Kupiłem w empiku tylko jedną książkę: „Kosmiczne zachwyty” - Neil de Grasse Tyson. Jakim cudem można z tego wywnioskować, że interesuje mnie szycie sukienek i spódnic? I stolarka - bo to była druga propozycja.
Wydawnictwo: Wydawnictwo NieZwykłe
Tłumaczenie: Magdalena Kaczmarek
Tytuł oryginału: QualityLand
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.