Katherine Center - Milion nowych chwil - przedpremierowo

Katherine Center - Milion nowych chwil - przedpremierowo

napisał: Urodzony Bluźnierca
dnia 25.06.2019

Początek jak u Hitchcocka. Co prawda, nie trzęsienie ziemi, ale natura też ma swój udział i tąpnięcie jest solidne. Zaczyna się tak, jak niejedna książka mogłaby się skończyć. Katastrofą.

A po katastrofie tempo nie zwalnia. Akcja rozwija się niemalże ze strony na stronę. Biegnie galopem przez kolejne rozdziały jak w amerykańskim filmie. To właściwie jest to gotowy materiał na amerykański film. Będę zaskoczony, jeśli ta powieść nie zostanie szybko zekranizowana. Czy jednak nie zdradzam w ten sposób zbyt wiele z fabuły? Chyba nie, bo choć czasami historia jest trochę przewidywalna, to w niczym to nie przeszkadza, ze względu na tempo opowieści. Zanim w pełni uświadomisz sobie, że „no tak, tego się spodziewałem”, to o tym czytasz.

Autorka używając bardzo prostych środków, świetnie opisuje postaci. Dużo, bardzo dużo psychologicznej prawdy o ludziach. Bezpośrednio, a jednak wnikliwie objaśnia, co się dzieje w człowieku tak w sytuacjach skrajnych, jak i w szarej codzienności. Bez przesadnego psychologizowania pokazuje sposób myślenia i odczuwania bohaterów. To prostota szczerości, bez głębot* spotykanych u autorów usiłujących stawać na paznokciach u nóg, by wsunąć swoją książkę na literacką „wyższą półkę”. Tu tego nie ma. Styl jest bezpretensjonalny i swobodny. Chwilami, nawet w momentach dla bohaterów złych, lekki, żartobliwy, ironiczny. Jest więź, bo to pierwszoosobowe narracyjnie wspomnienie, a jednocześnie dystans do zdarzeń, do ludzi, nawet do uczuć. Może dlatego wierzyłem w tę historię od początku do samego końca. Nawet jeśli zostałem zwiedziony, to zrobiono to z polotem i nie mam pretensji. Mogę się tak dawać zwodzić, bo to zwyczajnie przyjemne.

Książka, którą przeczytałem to egzemplarz recenzencki, przedpremierowy, tekst przed korektą. Spodziewałem się więc wpadek, lapsusów, niedociągnięć, niezgrabności. Przygotowałem sobie gruby zwój pergaminu, zaostrzyłem gęsie pióro i napełniłem kałamarz, aby móc je skrzętnie wynotować, a tu nic! Nie mam się do czego przyczepić. Straszne. Tak, wiem — jestem amatorem, ale wrednym i czepliwym, więc gotowałem się na możliwość odpalenia fajerwerków krytykanctwa. Trochę mnie zaskoczyła ta niespodziewana przykrość w postaci braku czegoś, z czym mógłbym sobie poigrać, co mógłbym posolić, jak otwartą ranę, wygrzebać, jak brud spod paznokci, nacisnąć, jak otwarte złamanie albo choćby podrapać, jak swędzącą wysypkę. Cóż, trudno. Na szczęście czytało się świetnie, bo gdzieś tam w potoku zdarzeń, uczuć i myśli bohaterki trafiały się takie okazy, jak ten:

„Oczy, choć z całych sił starałam się zachować spokój, rzucały spojrzenia na boki niczym u myszy schwytanej w pułapkę.”

Po tym zdaniu, prostym w gruncie rzeczy porównaniu, w wyobraźni zobaczyłem taką mysz. Masz ci los. Pożałowałem gryzonia, zacząłem współczuć bohaterce. I o to chodzi w literaturze — poruszać.

Raz jeden zadrżałem podekscytowany, że znalazłem błąd gramatyczny. Sprawdziłem jednak w słowniku i okazało się, że niestety to ja nie potrafię odmieniać słowa „mozaika”. Cóż za rozczarowanie.

Pozostaje jeszcze okładka, ale odpuszczę tym razem. Ostatnio zbyt często marudzę na ten właśnie element i nie chciałbym zostać „tym, co to zawsze czepia się okładek”. Jaka okładka jest, każdy widzi.

Samej fabuły nie chcę streszczać, jak zwykle, z tego samego powodu. Co powinno być znane, można sobie przeczytać na blurbie (to się odmienia?). Reszta to moim zdaniem psucie przyjemności z lektury.

Blurb - Milion nowych chwil - Katherine Center

Książkę przeczytałem dzięki uprzejmości Business&Culture, za które (i za książkę i za uprzejmość) oczywiście bardzo dziękuję. Powieść do sprzedaży trafi już niedługo, w dniu premiery - 17 lipca 2019.


* Słowo „głębota” [deepity], ukute przez filozofa Daniela Dennetta, odnosi się do wypowiedzi, która wydaje się prawdziwa i głęboka, ale w rzeczywistości jest wieloznaczna i płytka. (za: http://www.listyznaszegosadu.pl/nauka/glebota-i-polityka-pseudoglebi)


Wydawnictwo: MUZA SA
Tłumaczenie: Anna Rajca-Salata
Tytuł oryginału: How to Walk Away


Tagi


Nieśmiało zachęcam:

Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo złośliwie pochwal, jakkolwiek skomentuj.

Komentarze


Więcej do czytania:


Kanał RSS

Cytuję losowo


Niezależne myślenie praktycznie nie istnieje. To taka figura myślowa, dzięki której czujemy się raźniej z własną niekompetencją.
Adam J. Wichura
cytatów wszystkich całe mnóstwo →

O blogu


Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.

O blogu

Pokategoryzowałem