William Landay - Requiem dla Bostonu

William Landay - Requiem dla Bostonu

napisał: Urodzony Bluźnierca
dnia 23.03.2019

Oryginalny tytuł to „Mission Flats”, który dla polskiego czytelnika nic nie mówi. Dla amerykańskiego chyba jednak także nie. Dobrze, wydano tę książkę kiedyś w Polsce pod tytułem „Akta Denzigera”, a teraz dostaliśmy „Requiem dla Bostonu”. Co to za mania zmieniania tytułów?

Choć nic nie przebije „Wirującego seksu”, to „Requiem …” i tak mnie przerosło. Nijak nie jestem w stanie znaleźć wyjaśnienia tego requiem dla miasta. Dla Danzigera owszem, ale miasta? Sam Boston też od biedy można przełknąć, choć jest to tylko miejsce większości akcji, tło, rzecz mogłaby się dziać w co najmniej kilku innych miastach. Mniejsza jednak o tytuł, bo reszta choćby w najmniejszym stopniu nie jest irytująca.

Wciągnęła mnie nawet nie tyle sama akcja, nie to, „kto zabił?”, ale zaciekawienie tym, jak będą rozwijać się bohaterowie, jak na przykład zmienią relacje głównej postaci z ojcem, bo subtelne zapowiedzi takiego właśnie rozwoju dostrzegłem. I nie zawiodłem się.

Fabuła kryminalna rozwija się, kręci, to przyspiesza, to zwalnia, meandruje, mami. Błądzi, lawiruje, a zwodniczą wielowątkowością trzyma w napięciu. Majstersztyk. Cóż jednak dziwnego, autor to były, a może nawet nadal aktywny, prokurator. Ma odpowiednią wiedzę i doświadczenie, by skonstruować wiarygodną historię, a nie wyssane z palca bzdety, jak pewien polski autor, którego jedną powieść porzuciłem w połowie, bo nie mogłem znieść, kiedy pisał o rzeczach, o których nie ma pojęcia. Bywam jednak uparty i przeczytam inną w całości, by mieć o nim opinię opartą nie na jednostkowym, a właściwie ułamkowym przypadku. ”Winter is coming” a zwiastuje ją frost.

Bardzo mocną stroną tej opowieści są postacie. Nikt nie jest jednoznacznie dobry ani jednoznacznie zły, dobrzy robią złe rzeczy, a źli dobre. Też jednak nie na pewno, bo poruszone kwestie etyczne są prawdziwe, a nie zero-jedynkowe, a akurat praca policjanta obfituje w sytuacje wymagające podejmowania trudnych moralnie decyzji. Niejednoznacznych decyzji. Ustalenie więc tego, co jest dobre, a co złe nie jest takie proste. Ależ ten świat jest skomplikowany.

Może przesadzam i kiedyś nie było aż tak źle, ale zdaje mi się, że kryminały ewoluowały od prostych, liniowych, czysto kryminalnych intryg do prawdziwych powieści o ludziach, w których sama intryga, zagadka są istotne, ale nie dominują i nie dewastują całej reszty. Realia czasów i miejsc uwiarygadnia historie, sprawia, że nie zastanawiamy się przez cały czas, „kto zabił”, ale po prostu zatapiamy w treści, a postacie stają się prawdziwe. Ot, taki smaczek, jak poniżej.


- Proszę, proszę. A dokąd się wybierasz?
- Do Pragi.
- Do Pragi — powiedziała to tak, jakby pierwszy raz usłyszała to słowo. - Nawet nie wiem, gdzie to jest.
- W Czechosłowacji.
Dane parsknęła lekceważąco.
- Teraz to Republika Czeska — wtrącił się Bobby Burke. - Tak nazwali ten kraj w czasie olimpiady, Republika Czeska. - Burke był mistrzem tego rodzaju niepotrzebnych informacji.“

Wyszydzana amerykańska ignorancja. Także przez nas, Polaków, czasami równie wielkich ignorantów. Kluczowa jest jednak fraza w ostatnim zdaniu: „niepotrzebnych informacji”. Czy komuś jest faktycznie niezbędna do życia wiedza, że Praga to stolica Czech i że Czechosłowacji już nie ma? Szczególnie komuś, kto żyje na innym kontynencie. Tak po prawdzie to nawet informacja o tym, że ziemia jest okrągła (ok, jajowata) i że krąży wokół Słońca, a nie odwrotnie, jest zbędna i na co dzień bezużyteczna. Użyteczność — podstawa systemowej amerykańskiej (choć chyba nie tylko) ignorancji. Pragmatyzm — jedyny zdaje się amerykański system filozoficzny. A przynajmniej funkcjonalnie się sprawdza.

To książka ciekawa. Spieszyłem się, by lepiej poznać bohaterów. Spodziewałem się kilku zmian w bohaterach, ich wzajemnych relacji, ale nie zawsze moje domniemania okazywały się trafne. I bardzo dobrze, nie było nudno i przewidywalnie. Z przyjemnością też oglądałem, jak działa aparat państwowy, instytucje w normalnym kraju. Tak, oglądałem, bo język powieści maluje obrazy, a nie tylko przekazuje informacje.

W sumie ta powieść to miłe zaskoczenie. Zamówiłem ją przy okazji zakupu innych książek i kiedy po jakimś czasie wziąłem ją do ręki, przeczytałem blurb i zacząłem się zastanawiać, dlaczego ją wybrałem? Nadal nie wiem, ale nie żałuję.


Tłumaczenie: Julia Wolin
Wydawnictwo: Amber


Tagi


Nieśmiało zachęcam:

Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo złośliwie pochwal, jakkolwiek skomentuj.

Komentarze


Więcej do czytania:


Kanał RSS

Cytuję losowo


[...] chciał się uwolnić od asekuranckiej ironii i mówić to, co naprawdę myślał, ale to, co naprawdę myślał, dało się wyrazić jedynie za pomocą ironii.
Edward St Aubyn
Jakaś nadzieja
cytatów wszystkich całe mnóstwo →

O blogu


Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.

O blogu

Pokategoryzowałem