II Rzeczpospolita - ten wspaniały okres w historii Polski. Czas, kiedy urodzili się, bądź wychowali bohaterowie, czas ludzi zasad, poszanowania tradycji. Nie to, co teraz. Wspaniały czas prawdziwych Polaków, do którego tak wzdycha się dzisiaj z szacunkiem, z estymą wspomina. Było tak pięknie!
Wydaje się, że w powszechnej świadomości funkcjonuje taki właśnie obraz dwudziestolecia międzywojennego. Kreuje go i do tej kreacji odwołuje się pewna grupa polityków, ale też i jakaś część „zwykłych ludzi”. Tęsknie wspomina, często odwołuje i próbuje dziś przywrócić system „prawdziwych wartości”, które wtedy funkcjonowały. Słowo „wspomina” należałoby raczej rozumieć jako mówienie o czymś, niż jako prawdziwe wspomnienie, bo ludzi, którzy widzieli to na własne oczy, żyje już niewielu.
Pozostały dokumenty i archiwa prasowe, z których obficie korzystał autor - historyk Kamil Janicki, pisząc swoją książkę. Skupił się na dość wąskiej tematyce - przestępstwach seksualnych i - nazwijmy je - społeczno-kulturowych. Osadził je w historycznych realiach politycznych, zestawił ze współczesną zdarzeniom wiedzą naukową i systemem prawnym.
Jaki obraz Polaka tamtych czasów wyłania się z tego opisu? Moim zdaniem podobny do Polaka współczesnego, łagodnie mówiąc, niespecjalnie chwalebny. Przeciętny Polak, podobnie jak i przeciętny europejczyk, nie jest żadnym bohaterem, niezłomnym orłem. Jest i był małym, egoistycznym, pełnym hipokryzji człowieczkiem, ze skłonnościami do przemocy. Zapewne byli także ludzie wspaniali, przyzwoici, z charakterem, odważni. Byli, jak w każdym narodzie. Bo pozytywne cechy nie są przypisane do narodowości. Po prostu niektórzy ludzie tacy są, jednak wielu to zwykłe kanalie. Proporcji nie da się ustalić, bo do tego należałoby przeprowadzać jakieś badania socjologiczne. Dowód anegdotyczny: rozejrzyj się wokół siebie - ilu ze znanych ci ludzi to potencjalni bohaterowie? Ja mam z tym problem, może wzrok słaby, a może liczyć nie umiem - do trzech. Myślę o nas. O sobie też, bo choć staram się być przyzwoity, uczciwy wobec siebie i innych, to szczęśliwie przyszło mi żyć w relatywnie spokojnych czasach i nie zostałem „zweryfikowany” w okolicznościach skrajnych, wiec cholera wie, jak silny jestem.
Podtytuł książki: „Przedwojenna Polska, o której wstydzimy się mówić” i hasło z okładki: „Przestępczość seksualna, dewiacje, bezkarność sprawców” świetnie opisują jej zawartość. Nie jesteśmy jakimś wyjątkowym narodem, dobrym, wspaniałym, honorowym, przyzwoitym, czystym i nieskalanym wstydliwymi czynami. Nie, układ z Hitlerem i zajęcie Zaolzia, brutalna polonizacja Litwinów, Jedwabne i wiele innych nie miały miejsca, to oszczerstwa jakieś przecież. Uczciwie i z dystansem patrząc na przeszłość i na nas samych oczywiste jest, że mamy w historii sporo zachowań, o których nie chcemy wiedzieć i mówić. Wtedy jakby ich nie było. To nie narodowość jest powodem do dumy, ale nasze osobiste zachowania. Gnidy nie mają narodowości.
Natura ludzka to jedno i nie wygląda dobrze w świetle opisywanych w książce przykładów. Owszem, to tylko wybrane przykłady, jednak wg autora były one reprezentatywne dla tamtych czasów, nie tylko dla Polski. Taka mentalność. Kojarzycie ze współczesnych mediów teksty w stylu: „nie da się zgwałcić prostytutki”, „kobieta chce być zdobywana, i choć mówi nie, to myśli tak”? To właśnie mentalność przedwojenna. Przyzwolenie na przemoc. Kilka tytułów rozdziałów:
To wszystko było i jest, bo to kwestia natury ludzkiej. Ważniejsze jest to, co z tym robimy. Czy próbujemy przeciwdziałać, czy pomagamy ofiarom, czy też na przykład chcemy wypowiedzieć tzw. konwencję stambulską i przymykamy oko na przemoc i gwałt, bo swoje brudy należy prać w rodzinie, a nie je wywlekać publicznie? Jeśli chcecie wiedzieć, do jakiej Polski nas pchają niektóre działania polityków i Kościoła Katolickiego, to przeczytajcie tę książkę. Polska przedwojenna to był kraj mentalnie, kulturowo i prawnie obleczony hipokryzją. Wtedy nie różnił się specjalnie od innych krajów europejskich, dziś to zacofanie i barbarzyństwo. O pewnych sprawach się po prostu nie mówiło i dlatego one pozornie nie istniały. Ostatnie lata to marsz do takiej właśnie Polski. Kraju, w którym „swoich” się nie karze, albo wymierza kary symboliczne, a przestępstwa z ich udziałem są zamiatane pod dywan. Pozory, korupcja i pobłażliwość władz dla ludzi ustosunkowanych jest powszechna, codziennością są działania pod publiczkę, populistyczne, zamiast działań realnych, skutecznych. Rządy ignorancji. Źli i wszystkiemu winni są tacy lub inni „obcy”. Kobiety są niczym.
Brzmi znajomo i współcześnie? Niestety, w pewnym stopniu znów to mamy na co dzień, ale to uwstecznianie ubrane w określenia „powrót do tradycyjnych wartości” próbuje wypchnąć zachowania zwyczajnie cywilizowane i przyzwoite. Trochę przerażający to obraz.
Wydawnictwo: Znak
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.