Ludzie są bardzo nieumiarkowani i wszechstronni, jeśli chodzi o nadużywanie. Rozumiem to i zazwyczaj akceptuję. Jest jednak takie słowo, którego nadużywanie ostatnio mocno mnie mierzi. I nie mam na myśli „kurwy”, chodzi o zupełnie inne słowo, wydawałoby się, że zrozumiałe dla wszystkich. A jednak nie.
Mam przerwę. Odpuściłem. Poniechałem. Lubię przymiotniki, a używam czasowników. Preferuję zdania złożone, a piszę krótkie; jednowyrazowe. Coś dziwnego się dzieje. Czuję niepokój. Mam przerwę nie dlatego, że czuję niepokój. Czuję niepokój dlatego, że mam przerwę. Mam przerwę w czytaniu.
Sam z siebie napisałbym: zramolałe teorie albo zgredziarskie teorie, jednak jako stary dziad, co to z wypiekami na twarzy śledzi wszelkie trendy i za nimi bezkrytycznie podąża, użyłem „słowa” dziaderskie. Bo modne.
Skłamałem w tytule. Oliver Sacks nie pomylił swojej żony z kapeluszem, to człowiek, który raczej identyfikuje przyczyny dziwacznych pomyłek innych, niż sam je popełnia. To taki dziwaczny lekarz, neurolog, który o swoich pacjentach myśli, jak o ludziach, a nie jak o przypadkach. Widzi człowieka, którego częścią jest choroba, a nie tylko jednostkę chorobową. Nie sugeruję, że wszyscy inni lekarze mają inaczej, spotkałem ich zaledwie kilku. Kilkunastu, kilkudziesięciu. Bardzo różnych.
Zło fascynuje, przyciąga. Dlaczego? Bo jest tak odległe od nas? Bo ludzie, którzy czynią zło, są tak od nas różni? Czy tak nam się wydaje, czy szukamy potwierdzenia, że jesteśmy lepszymi ludźmi, że my nigdy czegoś takiego nie zrobilibyśmy? Nie jesteśmy „zdolni” do czynienia takiego zła? Hmm, a jak ma się do tego podtytuł tej książki: „Kobiety Mansona i banalność zła”?
Mam jedno proste, choć wielokrotnie złożone pytanie. Co siedzi w głowie człowieka, który na etapie poprawek projektowych i kosztorysowych twierdzi, że potrzebuje dodatkowego pomiaru stanu „zero” ze szczegółowością na poziomie budowy Wielkiego Zderzacza Hadronów, albo laboratorium ciekłych materiałów wybuchowych, bo będzie przeprojektowywał rowy melioracyjne? Rowy! W ramach budowy autostrady Jana Pawła, czy omal nie błogosławionego Lecha Kaczyńskiego.
Radośnie dojeżdżam do świateł. Radośnie, bo nikt jadący prosto nie zajął mi prawego pasa, służącego też do skrętu w prawo, a tam właśnie mam jechać. Zapala się zielona strzałka, ale nie jadę, bo przed przejściem stoi jakaś kobieta. Przestępuje z nogi na nogę, rozgląda się nerwowo, zerka to na światła, to na druga stronę ulicy. Słoneczny dzień, nie widzę, czy piesi na tym przejściu mają zielone. Jechać czy nie jechać; oto jest pytanie: czy szlachetniejszym jest znosić świadomie pani tej histeryczne rozedrganie, czy gaz wcisnąć, naprzód ruszyć z kopyta, na kolejny wyrzut sumienie swe narazić?
Myślisz, że wiesz o świecie więcej niż szympansy? O naiwna, arogancka małpo człekokształtna, nie masz pojęcia, jak bardzo się mylisz. Nie przejmuj się jednak przesadnie, nie jesteś osamotniona i nie do końca to twoja wina. Możesz jednak ten stan rzeczy zmienić. Ta książka daje ci szansę. Polski podtytuł: „Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą” to nie obiecywanie gruszek na wierzbie.
Nie nadaję się chyba na spotkania w ośrodkach kultury, a takim zdaje się być ełcka biblioteka. Nie nadaję się, bo mam oczekiwania. Poszedłem tam z zamiarem zadania tylko jedynego pytania i czekałem na moment, kiedy prowadząca ogłosi czas na pytania z sali, bądź spyta, czy są jakieś pytania. Nie doczekałem się. Owszem, ludzie pytali, czy raczej wtrącali swoje trzy grosze w postaci różnych historyjek, ale robili to, przerywając zaproszonym prelegentom, dyskutantom, wchodząc im w słowo, zwyczajnie drąc gębę gdzieś z sali. Ale na boga i kurwę nędzę, toż to spotkanie ludzi na poziomie, nie jesteśmy w telewizji! Trochę kultury! Ładnie proszę.
Choć o tym, jak działa mózg wiemy coraz więcej, choć ta wiedza powiększa się w fascynująco szybkim tempie, to najważniejszą informacją, jaką pozyskaliśmy jest wciąż ta, że wiemy o nim tak straszliwie mało.
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.