Wszyscy umrzemy - ot, jedna z prawd, które swoją banalnością irytowały Christophera Hitchensa. Nic dziwnego - jego błyskotliwy umysł musiał się wzdrygać na takie oczywistości. A ja i tak pozwolę sobie na co najmniej jeszcze jeden banał. Hitchensa to już nie poruszy, bo nie żyje. A gdyby nawet żył, to kimże ja jestem, aby taka postać zwróciła na mnie uwagę?
Są ludzie, którzy nawet wtedy, kiedy już ich fizycznie nie ma, to nadal są. Pozostawiają po sobie wspomnienie, stają się częścią myśli, a czasami i osobowości innych - żyjących osób. Hitchens pozostanie w moich myślach na wiele sposobów. Nie tylko dzięki książkom, także dzięki niezłomności charakteru, której nie dało się zignorować. Do samego końca taki, jak za czasów, gdy był w pełni sił. Umierał, jak żył - z mentalnie i intelektualnie podniesionym czołem. Wiemy to między innym właśnie dzięki tej małej książeczce. ” Szczęśliwie” umarł na „raka” przełyku (i przerzuty) a nie nie na „raka” mózgu, więc - na ile pozwoliła mu kondycja fizyczna - do końca pozostał sprawny umysłowo. Sam zresztą się z tego naigrawał, retorycznie pytając tych, którzy twierdzili, że choroba to kara boska za głoszone herezje, które z jego gardła wychodziły: dlaczego nie dłonie, którymi także bluźnił śmiało i często? A ja się pytam: a dlaczego nie mózg? To byłoby najskuteczniejsze działanie.
Nie potrafię sobie racjonalnie wytłumaczyć, jaki jest sens śmierci z powodu takiego, czy innego nowotworu. Nie to, żebym uważał, że wszystko musi mieć swój sens lub cel. Po prostu chciałbym zrozumieć mechanizm. Weźmy choćby takiego wirusa SARS-CoV-2. Owszem, zabija, bądź przynajmniej próbuje zabić swego nosiciela, ale wcześniej namnaża się i dzięki niemu rozprzestrzenia. Knuje, później działa i opanowuje świat! Spisek? A taki „rak” rośnie i umiera razem ze swym nosicielem. Jakaś aberracja biologiczna - bezsens? I tu właśnie ludziom wierzącym przychodzi z pomocą religia. Bóg, nas i naszych bliskich w taki właśnie sposób doświadcza i testuje naszą wiarę. Brr, to ja już wolę nie wiedzieć, bo wyjaśnienie religijne zdaje się być znacznie większym bezsensem.
„Śmiertelność” to garść - tylko garść, bo jest tego na jeden wieczór czytania - refleksji i informacji o życiu, śmierci, wierze, ludziach i zjawiskach. A wszystko w tym cudnym, charakterystycznym dla autora ironicznym tonie. Czyta się, jak zwykle, świetnie. Wydaje mi się, że Hitchens nie miał szczęścia do polskich wydań. W tej książce wpadło mi w oko sporo błędów korektorskich i choć nie przeszkodziły w odbiorze i czytaniu, to jednak były zauważalne. Choć to i tak znacznie lepiej, niż w pierwszym wydaniu „bóg nie jest wielki”, które wyglądało na przetłumaczonego w pośpiechu. Do tego stopnia, że miałem wrażenie, iż tłumacz nie zawsze rozumiał to, co pisał. A może tylko zwyczajnie zabrakło czasu na porządną korektę.
Teraz jednak mówimy o „Śmiertelności”, w której nie zgubiła się klarowność myślenia i literacki polot autora. Dzięki czemu możemy się bawić, czytając o chorowaniu, na którego krańcu, jak wiemy, była śmierć. Choćby wdzięczny opis „walki” o oryginalność odpowiedzi na pytanie: Jak się czujesz?” How are you? - jak sądzę po angielsku, czyli pytanie, na które nikt nie oczekuje szczerej lub jakkolwiek rozbudowanej odpowiedzi. Hitchens przyjął metodę odpowiadania zagadkowo (”Trochę za wcześnie, by to stwierdzić.”), bądź - jeśli pytanie zadawał personel medyczny, jakżeby inaczej - ironicznie, np.: „Chyba mam dzisiaj raka”.
Kiedy ja włóczyłem się po szpitalach i po raz setny słyszałem to znienawidzone pytanie, poddałem się i przyjąłem zasadę: zawsze czuję się świetnie. Bezpiecznie i nie gburowato. W którymś momencie dla lekarzy miałem odpowiedź: „mam omamy”, co, choć było prawdą, nie wywoływało reakcji. Tylko jeden wykazał zainteresowanie i stwierdził, że w nomenklaturze medycznej to są halucynacje. Na co ja, że mam omamy, bo słowo ładniejsze i trudniej zrobić ortografa.
Niewiele tu o tej książce, bo i książka niewielka. Z pewnością warto po nią sięgnąć, bo to nadal ten sam wspaniały Hitch! Doczekamy się tłumaczeń innych jego książek?
Wydawnictwo: Sonia Draga
Tłumaczenie: Radosław Madejski
Tytuł oryginału: Mortality
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.