W tej książce kipią emocje. Kipią szumem powstałym z gotujących się uczuć. A nie jest to książka kucharska ani poradnik, co zrobić z rozbitym lustrem. To powieść o miłości, czyli gulasz z kilku ludzkich serc, żeby pozostać w tym kulinarnym klimacie.
To kolejna i — uwaga — nie ostatnia, książka z nurtu tzw. literatury kobiecej, którą przeczytałem. A co najdziwniejsze, wcale się nie wzdrygałem przed jej czytaniem i w trakcie lektury. Łatwo poszło. Nawet wzbudziła we mnie uczucia. Jakie? O tym napiszę dalej.
Historia miłosna dość zawiła, ale całkiem wiarygodna. Uwierzyłem w nią. Opowiedziana sprawnie, prostym językiem, bez egzaltacji, smętnych dłużyzn, chwilami wręcz jakby w pośpiechu. Może to właśnie ten pośpiech sprawił, że pojawiło się parę literówek błędów interpunkcyjnych. Do wybaczenia, przecież to nie podręcznik fizyki molekularnej, sensu nie zmienia.
Bohaterką jest kobieta, artystka, atrakcyjna dla wielu mężczyzn. Nie wiem, z jakiego powodu aż tak atrakcyjna, ale co ja tam wiem o kobietach? I z powodu tej mojej atrofii (tak, kiedyś mi się zdawało, że coś wiem) wiedzy o kobietach to w gruncie rzeczy fascynująca lektura. Życie bohaterki to ciągłe miotanie się w rytm uczuć, które się doraźnie pojawiają. Podejmowanie decyzji pod wpływem emocji i walka z kolejnymi to dla niej codzienność. Tak zachowują się kobiety? To by wiele wyjaśniało.
Wyobrażam sobie, że kobiety zrozumieją bohaterkę. Poczują jakąś wspólnotę, więź, wyrozumiałość. Dla mężczyzn znów mogłoby to być odkrycie, dlaczego mają problem z dziewczyną, żoną, partnerką, czy jakiekolwiek inne relacje łączą ich z bliskimi kobietami. Podstawa to uczucia i emocje, rozumu i racjonalności w zachowaniu trzeba tu szukać z bardzo wielką świecą. Może przesadzam, może ta świeca nie musi być aż tak wielka. Rozum jest, choć uległy jakiś, na drugim planie i nienachalny bardzo.
Osią fabuły jest miłość pomiędzy Michaliną a Allanem. Allanem — jakże pretensjonalne imię, pomyślałem sobie, kojarzy się ze współczesną modą na Brajanków. A tu bęc, okazało się, że w fabule jest całkiem sensowne uzasadnienie tego, że polski chłopak, urodzony w czasach mocnego PRL-u nosi takie imię. Michalina i Allan, aktorka i pisarz. Czy to tłumaczy, że ich miłość jest tak bardzo egoistyczna? Taka zresztą wydaje mi się przede wszystkim bohaterka, ale może dlatego, że strasznie mi było szkoda wszystkich facetów, z którymi się wiązała. Tak, tak, Allan nie był jedyny, choć jednocześnie był. To właśnie te emocje we mnie wzbudziła ta książka. Szlag mnie trafiał, kiedy ta kapryśna i próżna (tego to nawet miała świadomość) kobieta zmienia zdanie pod wpływem impulsu. I ci biedni, bezsilni faceci. Miłość otumania, szczególnie ta bezzasadna, bo czymże ta kobieta ich tak fascynowała? Głosem, wyglądem, seksapilem? Tylko tyle wystarczy, aby pozbawić mężczyznę mózgu? Brr. Może tak jednak bywa. Znamy przecież historię wybitnego pisarza Stanisława Dygata i bądź co bądź przeciętnej aktorki Kaliny Jędrusik. Znamy?
Akcja jest osadzona w czasach schyłkowego PRL-u i po roku 89. To dla mnie smaczek, bo mam sentyment do lat mojego dzieciństwa i początków dorosłości. I ten smaczek, że wrócę znów do kulinarnych metafor, został jednym elementem zaburzony. Jakby mucha wpadła mi do zupy. Może nie mucha, meszka jakaś zaledwie, ale jednak owad. Okładka. Rozumiem, że nie każda okładka musi być dziełem sztuki, ale powinna współgrać z treścią książki. Na tej okładce jest fotka z banku zdjęć — ładna dziewczyna z czułością opierająca głową na ramieniu mężczyzny w sweterku. Infantylne, ale pasuje, taka konwencja. Dziewczyna ma jednak paznokcie pomalowane w jakieś wzorki, czy ciapki. W PRL-u? Razi mnie to. A może zupełnie się nie znam i błędnie mniemam, że takie paznokcie to wymysł znacznie późniejszy? Paznokcie jednolicie czerwone, w kolorze szminki, której użyła dziewczyna, byłyby idealne. Nie ma to, jak poszaleć z dygresjami o paznokciach, pisząc o książce. Tak już mam, że piszę o tym, co mnie jakoś porusza. Nie to, żebym był fetyszystą paznokci, ale te z okładki zadrapały mnie lekko.
Może to niewdzięczność, bo książkę dostałem do zrecenzowania od Business&Culture, za co bardzo dziękuję. Napisałem jednak tak, jak tę książkę odebrałem, a nie tak, by się komuś przypodobać. Inaczej zdradziłbym siebie i miał podobny problem, jak bohaterka tej powieści.
Wydawnictwo: MUZA SA
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.