Szedłem na ten film bez wielkich oczekiwań, spodziewałem się czegoś najwyżej przeciętnego. Powody? Funkcję reżysera pełnił Maciej Kawulski, czyli współwłaściciel KSW, jednym z aktorów Mamed Khalidow - świetny zawodnik, ale czy aktor? Kategoria filmu, czyli film o sportach walki. Zazwyczaj ta sama fabuła, a przyjemność oglądania wynika tylko z tego, co daje dobra “hollywódzka” realizacja. A tu mamy film polski… Cieszyłem się natomiast na ekranowe spotkanie z Erykiem Lubosem, którego lubię i cenię.
Co się okazało? Nie jest to “Wściekły byk”, ani nawet “Za wszelką cenę”, ale seans przyniósł mi dużo przyjemności, a nawet emocji. Może dlatego nie wyłapałem wpadek montażowych, które były, i od lubej mej dostałem całą ich listę już w drodze do domu. Nie zauważyłem ich, a film wydał mi się całkiem sensownie poskładany i wyreżyserowany! Debiut reżyserski na zaskakująco wysokim poziomie. Zupełnie, jakby to nie była polska produkcja. No tak, KSW też od początku było znacznie powyżej typowo polskiego “jakoś to będzie”, więc może to charakter twórcy determinuje jakość.
Scenariusz w głównych zarysach banalny i dość przewidywalny, ale nie boleśnie, więc jak na tę kategorię filmu to i tak jest dobrze. Prawdziwe postacie, a nie statystujące animowane kartoniki. Ludzie z charakterem, z przeszłością, co było widać nawet w niektórych epizodycznych rolach. W głównym bohaterze zobaczyłem wiele z Różala. To naturalne, bo postać to barwna.
Świetne dialogi! Może nie do końca życiowe i wiarygodne ale chwilami w kontekście błyskotliwe i przede wszystkim zabawne. Brawa dla scenarzysty Mariusza Kuczewskiego.
Aktorzy też zagrali, jak należy, poza chyba Aleksandra Popławską i jej filmową córką Emmą Giegżno. Wypadły jakoś blado, choć scena erotyczna (nie, nie trójkąt i nie pomiędzy matką i córką) ładna. Zasługa to nie tylko aktorów, ale scenografii, zdjęć (Bartosz Cierlica) i montażu. Kapitalne role drugoplanowe Janusza Chabiora (Trener) i Jarosława Boberka (Dziedzic). I jak zwykle w pełni wiarygodny Eryk Lubos. Na tym polega dobre aktorstwo. Łatwo zapomnieć, że to Eryk a widzieć w nim Borysa “Kosę” Kosińskiego. A Mamed nie musiał grać. Nazywał się inaczej ale był sobą. I całe szczęście.
Promocja KSW nienachalna, naturalne tło dla akcji. Niepotrzebnie obawiałem się przesady. Za dużo wydało mi się jednak promocji Ełku, który jest miejscem akcji dużej części filmu. Tablice z napisem Ełk, leżaki, nazwa Ełk w dialogach, Ełk tu, Ełk tam, Ełk wszędzie, nawet tam, gdzie go faktycznie nie było. Nie znalazłem usprawiedliwienia w treści dla aż tak nachalnej promocji miasta. Za to pomysły takie, jak urządzenie z Urzędu Miejskiego Komisariatu to lokalne smaczki w dobrym stylu.
Więcej nie będę pisał, bo mógłbym zepsuć przyjemność oglądania tym, którzy się na “Underdoga” wybierają. Poszedłem na ten film z mieszanymi uczuciami, wyszedłem z kina zadowolony.
A dodatkowo otarłem się o gwiazdy. Mam nadzieję, że się nie zaraziłem sławą, bo jestem nieśmiały bardzo i bym sobie nie poradził. Na korytarzu mignęli nam odziani w skóry motocykliści, jak przypuszczam występujący w filmie statyści. Przeszedł obok Kamil Waluś grający w filmie całkiem pokaźny i zabawny epizod. Na scenie przed projekcją pojawili się Eryk Lubos, Rafał Iwaniuk grający ochroniarza, reżyser Maciej Kawulski, producent Tomasz Mandes, odpowiedzialny za zdjęcia, skromny Bartosz Cierlica. Po projekcji pojawił się też spóźniony Mamed Khalidov. Małomówny i niesmiały, jak zawsze. Co sie dziwić, w końcu dał ciała i się spóźnił.
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.