Przytrafiło mi się właśnie niechcący przeczytać książkę Agnieszki Osieckiej. Nie, żebym był fanem Osieckiej, choć doceniam dorobek i lubię niektóre piosenki i piosneczki. Poezja nigdy do mnie nie docierała, a jedyne wierszowanie, jakie rozumiałem, napisał Norwid. C.K. Norwid. Tańczyć też nie lubię i nie umiem — wyznaję zasadę wyartykułowaną przez Andrzeja Poniedzielskiego - „jeśli muzyka to mowa ciała, to moje ciało milczy”. A tu proszę: „Rozmowy w tańcu”.
Ostrożnie wychylił głowę zza małego wybrzuszenia terenu i zlustrował najbliższą okolicę. Wie, że oni tam są. Słyszał ich, bo są niezdarni i głośni. Widzi ruch po lewej, zza pnia sosny wystaje gruby tyłek jednego z nich. Unosi broń nieznacznie ponad grunt i zgrywa muszkę ze szczerbinką na linii strzału. Nie spieszy się, poprawia kierunek biorąc poprawkę na wiatr. Zsuwa palec z kabłąka na język spustowy i strzela.
Umysłowy refluks. Osobisty magazyn zbłąkanych myśli, wypluwek z mniemaniami, drzazg spośród zwojów, niespodziewanych zapisków i notatków. Tak widzę i słyszę (więcej zmysłów nie pamiętam) świat. Nie twierdzę, że świat taki właśnie jest, nie twierdzę, że mam rację. Dlaczego jednak miałbym zawsze zakładać, że jej nie mam? Jest to przecie racja na miarę moich możliwości i jedyna, jaką mam. We łbie. Moja mała dzielna racja wśród wielkich kiełbi.